Rozdział 7

  23.00. Czas się zbierać do pracy! Na szczęście wcześniej przygotowałam sobie rzeczy jakie ubiorę i wybrałam luźną koszulkę z napisem "New York", troche zdarte jeansy i moje ulubione glany.
  23.20. Aww... mam jeszcze 20 minut do wyjścia. Miałam iść się jeszcze położyć, ale postanowiłam, że wcześniej się wybiorę do pracy. Zarzuciłam na siebie bluzę i wyszłam z domu. Droga do pizzerii zajmuje mi 20 minut, więc szłam sobie bardzo spokojnie.
Na ulicach były pustki. Żadnego życia. Trochę się bałam, bo wiecie... jak jakiś gwałciciel mi wyskoczy albo morderca to nie będzie za ciekawie...
=============================
  Już właśnie omijałam furtkę która prowadzi do pizzerii, gdy nagle z głównych drzwi wyskoczył Jeremy z krzykiem. Taa... wybiegając potrącił mnie i skończyłam przygnieciona przez blondyna. Jeszcze tego brakowało!
- Jeremy, co... co ty do cholery robisz?!- krzyknęłam zdenerwowana.
- Eee... sorry eee... przestraszyłem się jednego animatronika.
- Hohoho, kogo my tu mamy - no nie! Cholerny Vincent! - Widzę że natrafiłem na ciekawy moment.
- Jeremy mógłbyś ze mnie zejść?! - wykrzyknęłam mu to w twarz.
- Tak tylko, że... zgniatasz mi rękę plecami i mie mogę wstać. - Zarąbiście po prostu... Vincent się śmieje, Jeremy na mnie leży a ja leżę pod nim i zgniatam mu rękę przez co nie może wstać. ŚWIETNIE!
  Zdenerwowana wzięłam blondyna za koszulę i popchnęłam go na bok, podniosłam delikatnie plecy i uwolniłam jego rękę. Po chwili uniosłam tułów i wstałam. Jeremy nadal leżał na ziemi trzęsąc się. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem, spojrzałam na Vincenta który dusił się ze śmiechu, ale wtedy moja mina spoważniała. Miał na sobie dziwny kostium żółtego miśka.
- Vincent! Naprawdę! - krzyknęłam zezłoszczona.
- Co?!? -jeszcze się zdziwił!
- Z kąt masz ten kostium?
- Aaa... Ten? Znalazłem go w piwnicy gdy szedłem włączyć prąd - wyszczerzył zęby, westchnęłam zirytowana.
- Vincent, proszę cię nie rób tak więcej...
- Okej, okej ale nie obiecuję, że już nigdy tak nie zrobię... - skończył po czym weszliśmy do budynku.
- Hej, Zu-Zuza a... co tam u Karoliny?
- Aaa... wszystko u niej dobrze, od jutra tu pracuje i właśnie idę powiedzieć szefowi, że na 6.30 tutaj przyjdzie na rozmowę kwalifikacyjną.
- Naprawdę?! Eee... znaczy serio? To świetnie! - wykrzyknął radośnie. Uniosłam jedną brew. Co on się tak ucieszył? 
- Która godzina?
- 23.55 - wymamrotał fioletowłosy.
- Okej, okej ja lecę do szefa! - wykrzyknęłam i pobiegłam korytarzem do biura.
Hymm... drzwi były zamknięte więc zapukałam.
- Eee... eee... pro-proszę wejść! - jąkał się. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do białego pokoju.
- O Zuzanna! Coś się stało? - zapytał. 
- Nie nic, po prostu znalazłam koleżankę która chciałaby tu pracować.
- O to świetnie!
- No i powiedziałam jej żeby przyszła do pana na 6.30 na rozmowę kwalifikacyjną, bo o 7.00 mamy ten wykład i w ogóle.
- Bardzo dobrze, a powiesz mi jak się nazywa twoja koleżanka?
- Karolina, Karolina Brown - wymamrotałam.
- Dobrze dziękuję, a teraz leć do biura, bo już 24.00! - wykrzyknął radośnie.
- To do zobaczenia rano! - powiedziałam i wyszłam.
  Tak naprawdę to lubię mojego szefa jest miły, radosny, ciągle uśmiechnięty i bardzo sympatyczny. Podziwiam go za to.
  Dobra, czas się zabrać do pracy! Zajęłam swoje miejsce, włączyłam tablet i mój zarąbisty wiatrak po czym zaczęłam sprawdzać pokoję...
============================
  Przez kolejne 30 minut nic się nie działo, dlatego postanowiła, że wyciągnę szkicownik i poszkicuję. Nie mówiłam wam, że zabrałam szkicownik? To teraz wam mówię.
Puściłam sobie piosenkę którą zgapiłam od Vincenta i zaczęłam ją nucić.
Well I know you lay in bed.
Contemplating you own death.
Well just look at what you're done.
Don't you dare forget the sun, love!
You look down on me so casually.
  Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam śpiewać na głos.
- Ładnie śpiewasz - usłyszałam głos za mną. Wstałam jak oparzona przewracając krzesło, tablet i ołówki. To był fioletowłosy.
- Rany boskie! Przestraszyłeś mnie! - wykrzyknęłam.
- Przepraszam - powiedział spokojnie. - chciałem sprawdzić czy u ciebie wszystko w porządku.
*Dziękuję za troskę* powiedziałam sobie w myślach. Cicho westchnęłam po czym podeszłam do krzesła i je postawiłam, podniosłam tablet z ziemi i zabrałam się do zbierania ołówków.
- Czy... to jest ten kostium, który miałem dzisiaj na sobie? - zapytał podnosząc mój szkic.
- Eee... tak, nie wiedziałam co naszkicować więc pomyślałam, że to nie będzie zły pomysł.
Jak skończę to go powieszę obok tego plakatu. - wskazałam palcem na plakat z dużym napisem "Celebrate" nad trzema animatronikami. Potaknął a ja wzięłam tablet i zaczęłam przeglądać czy roboty są na swoich miejscach. Hymm... Bonniacz gdzieś zniknął, Chica jest w korytarzu przed kuchnią, a Freddy nie raczył ruszyć swojka.
  O cholera! Foxy! Przeszłam szybko na "Pirate Cove"... zasłona była rozwarta a lisiastego nie było. Odrazu rzuciłam się do zamknięcia lewych drzwi. Serce podeszło mi do krtani, gdy widziałam lisa w oknie. Biegł szybko więc mocno uderzył o metal wydobywając z siebie dziwny i głośny krzyk. Cała drżałam i stałam jak sparaliżowana opierając się o drzwi. Nagle z nich wydobyły się trzy mocne uderzenia przez co odrazu odskoczyłam i wpadłam na Vincenta. Nawet zapomniałam, że tu jest.
- Spokojnie już odszedł - mówił jak gdyby nigdy nic - spokojnie...
Po tych słowach fioletowłosy delikatnie objął mnie ramnieniem przyciągając mnie do swojej szyji. Po tym zaczęłam się powoli uspokajać. Puścił mnie gdy przestałam się trząść. Spojrzał na mnie i zrobił lekki uśmiech.
- Słuchaj to ja już pójdę do Jeremiego, bo znowu zapomni nakręcić pozytywki i... - w tej chwili usłyszeliśmy krzyk blondyna. Cicho zaśmiałam.
- To ja idę... później do ciebie zajrzę. - powiedział i odrazu wyszedł. W brew pozorom Vincent może być naprawdę spoko przyjacielem mimo iż czasami bywa nieznośny.
  Przeczesałam szybko włosy i spojrzałam na zegarek. 2.12. Dobra, 4 godziny i będę mieć to wszystko za sobą.
  Podjechałam krzesłem do biurka i spojrzałam na swój szkic. Fioletowłosy dodał kilka elementów między innymi wystające kable z lewego oka i prawego, urwanego ucha. Dorysował jeszcze mikrofon i czarną muszkę pod szyją. No cóż nie będę wnikać, poprostu zostawię te elementy...
******************************************
Witajcie żabcie! Mamy kolejny rozdział! Jest on troszkę dłuższy ale to dla tego, że nie chciałam wam przedłużać. Nie wiem czy wiecie ale wybiło nam 800 WYŚWIETLEŃ!!! Tego się naprawdę nie spodziewałam i z tej okazji (też Karolcia wspominała wcześniej) zastanawiałam się czy by nie zrobić GRUPĘ nie stronkę gdzie będą wszystkie informacje o blogu. Na niej będą jeszcze różne zabawy i ciekawostki na temat fnafa, ale to już będzie zależeć od was. ( Odpowiedzi proszę w komentarzach). To na tyle kochani i do zobaczenia!      

NIE, NIE ZAPOMNIAŁAM xDD  --------- rozjeb mózgu

Komentarze

  1. Świetny rozdział i byłoby super gdybyś zorganizowała takie zabawy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3
      Jeżeli tylko grupa się pojawi zastaniecie poinformowani ;)

      Usuń
  2. te 2 perspektywy sa troche glupie ja jak przeczytam tą 1 perspektywe to zapoerdalam na nastempny rozdział

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 8

Rozdział 2 *Poprawiony*